poniedziałek, 3 stycznia 2011

Kilka tygodni później...

Życie nagle nabrało szalonego tempa.
Już wcześniej myślałam, że czas szybko biegnie, ale nie doceniłam go - potrafi znacznie szybciej :-p
Przy małym dziecku nie wiadomo kiedy zlatuje cała doba. I następna, i następna...
Dzień mój wygląda w ten sposób, że zwykle w okolicach ósmej budzi mnie kwękanie głodnego ssaka;-) Przewijam go więc, daję jeść, odkładam do łóżeczka lub zostawiam w naszym łóżku i idę sobie zrobić śniadanie - o ile małemu nie włączy się syrena pt. "Niech mnie ktoś przytuli". Zjadam, przeglądam ulubione strony w internecie, przy odrobinie szczęścia uda mi się wziąć prysznic, ale to nie zawsze :-p No i okazuje się, że Dzieć znowu głodny. Więc przewijam, karmię... Przychodzi czas i mojego drugiego śniadania. Zjadam, potem wieszam pranie albo odkurzam, zależy co jest do zrobienia, posiedzę trochę w necie i... robi się pora kolejnego karmienia... Po nim robię i zjadam obiad (niekiedy jest to przerywane czynnościami typu tulenie i uspokajanie, bo młodemu akurat się nudzi albo boli go brzuch, bo się przejadł). Ogarniam kuchnię po obiedzie i... zgadnijcie co ;-) Tak, następne karmienie. Nieraz przy okazji przewijania zostaje obsrane pół sypialni, więc trzeba sprawnie uprzątnąć, czasem przebrać drania, bo bywa, że śpiochy też zarobią przy okazji... Potem z małym srajkiem trzeba posiedzieć, pogadać do niego, położyć go na brzuszku, żeby ćwiczył podnoszenie głowy... Już czas na podwieczorek, więc zjadam, szykuję obiad Konradowi, który wraca z pracy, pobuszuję chwilę po forach, poprasuję stertę tetry (której idą zastraszające ilości, bo mały ulewa jak fontanna) i - surprise, surprise - oto pora kolejnego karmienia :-D Jeśli mam mniej szczęścia to zamiast prasowania tetry i buszowania po forach uspokajam Tymka wrzeszczącego wniebogłosy, gdy tylko się oddalę na odległość większą niż 30cm :-o I tak dalej...
I nagle robi się 23,30; wszyscy padamy wycieńczeni :-p Przeważnie mamy w ciągu nocy dwie pobudki, w odstępach około 3,5 godziny, niekiedy dłużej.
Obiecywałam sobie, że Tymek nie będzie spał z nami w łóżku i dotrzymuję tej obietnicy po części;-) Mianowicie śpi u siebie w łóżeczku do ostatniego nocnego karmienia zazwyczaj, po którym zostawiam go już w naszym łóżku i śpimy sobie razem do rana. Ma to tę zaletę, że przytulony - bardzo szybko się uspokaja i zasypia, i nie trzeba go lulać, co ma dosyć istotne znaczenie dla ludzi z wiecznym deficytem snu :-p

No a poza tym, pomijając wadę będącą udziałem chyba każdego niemowlęcia - RYK - jest cudny. Nadal dużo śpi i względnie mało marudzi, chyba że ma zły dzień (wtedy najchętniej wsadziłabym go z powrotem do brzucha). Rośnie jak na drożdżach. Jest prześliczny. Podnosi głowę, rozgląda się, wodzi wzrokiem za przedmiotami. Lubi muzykę (często słucha ze mną nie jakichś tam kołysanek, ale porządnej muzy - Dżemu, Eddiego Veddera, Evy Cassidy, starych Wilków, ewentualnie dźwięków natury ;-) i uspokaja się przy niej.
No i uśmiecha się - może jeszcze nie świadomie, ale adekwatnie do sytuacji:-) I jest to najsłodszy uśmiech świata :-D