niedziela, 7 czerwca 2009

I po urodzinkach:-p

Chyba się nie wyspałam;-)
A to znaczy, że zabawa była udana (znaczy to też, że nie potrafię spać długo, niezależnie od tego, o której się położę;-)
Dzień zaczął się od szalonej bieganiny, bo brakowało nam paru rzeczy. Najpierw odwiedziliśmy Tesco. Zakupki odstawiliśmy do domu i poszliśmy dalej w osiedle, na rynek... Wróciliśmy z wielką siatą, ale brakowało nam jeszcze... sama już nie pamiętam czego:-p Więc poszliśmy jeszcze raz do Tesco. Jak już wróciliśmy, okazało się, że potrzeba jeszcze papieru do pieczenia, papieru toaletowego i czegoś tam jeszcze, więc Konrad przejechał się rowerem. Jak wrócił, okazało się, że zapomniał papieru toaletowego ;-p No to poszedł jeszcze raz po papier, przy okazji dokupując krakersy;-) No, to wreszcie było wszystko;-) W międzyczasie, z doskoku, zdążyliśmy zrobić kompot (Konrad), ciastka short-bread (Konrad) i tzatziki (ja:-) Ledwo zdążyłam się przebrać, wpadli Mateusz z Agatą. Podczas gdy ja "się robiłam" w łazience, chłopaki z Agatą wzięli się za ziemniaczki i twarożki. Gdy, cała w turkusach, wychynęłam z łazienki, wszystko już było prawie gotowe. Oddaliśmy się więc przyjemnym dyskusjom (głównie o filmach) i oczekiwaniu na resztę gości. Jakiś czas potem pukanie do drzwi obwieściło nam przybycie Państwa Killerów z Panem Ufokiem;-) Po wręczaniu prezentów (DZIĘKUJĘ!:-), po grzecznościach i fałszywym odśpiewaniu przez gości "Sto lat" (DZIĘKUJĘ!:-) mogliśmy wreszcie zasiąść do stolika. Ciasno było, ale wcale nie mniej pysznie przez to. Chipsy z dodatkiem tzatzików (pochwalę się, że mi się udały;-) , pieczone ziemniaczki z twarożkami (ukłony dla Agaty!), krakersy. Do tego piwko z sokiem lub bez, ewentualnie sok lub kompot dla niepijących:-) Jak już obżarliśmy się ziemniaków, wjechał tort pichinger, skomponowany przez Konrada wraz ze świeczkami w fikuśną konstrukcję. Zdmuchnęłam wszystkie jednym dmuchem, więc życzenie chyba się spełni:-) Do tortu dołączyły ciastka, truskawki i kawka dla chętnych. Powiem tylko tyle: MNIAM, MNIAM:-D
Jak już prawie nie mogliśmy się ruszać z tego objedzenia, przenieśliśmy się na dywan, aby zagrać w moją nową, wymarzoną grę (dostałam ją, nawiasem mówiąc, w dwóch egzemplarzach, więc można zrobić DUUUŻĄ talię) "Prawo Dżungli". Na tym upłynęła nam już większa część wieczoru, bo wszyscy strasznie się wciągnęli (i nie dziwota, gra jest świetna!). W pewnym momencie z rytmu wytrąciło nas dziwne zjawisko. Ni stąd ni zowąd coś błysnęło, jakby ktoś nam zdjęcie robił zza okna, a po paru sekundach gdzieś niedaleko pierdzielnął piorun. Odłączyliśmy szybko sprzęt od prądu, a tu okazało się, że... już po burzy:-o No ludzie, dajcie spokój, co to w ogóle było?:-p Pograliśmy jeszcze potem w Jengę, pogadaliśmy, aż zrobiła się pierwsza i wszyscy nagle poczuli się zmęczeni. Nasz drogi Ufo zabrał więc wszystkich gości do swojego nowego autka i ujechali nasi goście, w deszczową noc...
Teraz Konrad powoli się budzi, w kuchni i pokoju czeka sterta rzeczy do zmywania, a dywan-na poodkurzanie:-p
Dlatego kończę powoli tę chaotyczną (aczkolwiek, mam nadzieję, że zrozumiałą) relację i zmykam, doprowadzić do ładu zarówno siebie, jak i chałupkę:-)
BUZIAKI!
Dodaję trzy zdjęcia, więcej będzie kiedyś, na Mateuszka Picasie:-)

piątek, 5 czerwca 2009

Przygotowania urodzinowe:-)


Piszę krótko, żeby dać znać, że żyję ;-)
Szykuję się do jutrzejszych moich urodzinek (nie napiszę, których; kto wie, ten wie:-p)
Wysprzątałam już przedwczoraj kuchnię. Dziś łazienkę. Część zakupów już zrobiona, zaraz się biorę za pyszny torcik "pichinger" ;-) Pracę umila mi audiobook "Mistrz i Małgorzata" - bardzo przyjemnie się słucha, tak mimochodem (oczywiście jak się już czytało... W przeciwnym razie, słuchając mimochodem, nic bym nie zrozumiała:-p)
Jutro będą goście, pyszne jedzonko i dobra zabawa.
Na pewno zdam relację.
Tymczasem życzę Wam miłego wieczoru:-*