czwartek, 25 listopada 2010

Jeszcze jeden wpis w podwójnej osobie :-p

Mały uparciuch nie spieszy się na świat.
Przekonuję go, że lepiej rozkręcić imprezę teraz, zanim pójdę po weekendzie do szpitala, żeby mnie pocięli "na chłodno", że to zdrowiej... A on nic. Żadnych znaków nie daje, że chciałby już wychodzić.
Miałam nadzieję, że zrobi mamie prezent na imieniny, ale póki co nie pali mu się :-p Choć dzień jeszcze długi... Miałam zamiar umyć okna, żeby go trochę popędzić, ale pogoda nie zachęca :-p
Chciałabym już mieć to za sobą, takie czekanie przypomina siedzenie na bombie zegarowej...
Już jest mała wredota z niego, ciekawe co będzie, jak osiągnie okres dojrzewania ;-)
Proszę o trochę ciepłych myśli i zaciśniętych kciuków, żeby się do weekendu zdecydował :-p

czwartek, 11 listopada 2010

Na finiszu.

Być może to już ostatni wpis poczyniony w stanie odmiennym :-)
Tymcio jest w zasadzie oficjalnie donoszony i - choć namawiamy go z Konradem, żeby jeszcze z 10-12 dni posiedział - teoretycznie może zechcieć wynurzyć się na świat w każdej chwili.
Teoretycznie, bo nic nie wskazuje na to, żeby się wybierał, poza tym, że brzuch mi się zaczął opuszczać. Sprawia przez to wrażenie mniejszego i już mi szkoda, że lada chwila zniknie;-) Ale ma to tę dobrą stronę, że jest mi ogólnie mniej ciężko, przestał boleć kręgosłup i lżej się oddycha. Nawet Konrad zauważył, że podczas spaceru już tak dziko nie sapię;-p Innych oznak nadchodzącego rozwiązania brak - to świeża wiadomość, byłam na ostatniej już wizycie u lekarza 2 dni temu. Teraz zobaczymy się dopiero ok.6 tygodni po porodzie :-) A póki co mam czekać spokojnie na rozwój sytuacji i w odpowiednim momencie udać się do wybranego szpitala.
Prócz tego, że boję się samej operacji, jestem dosyć spokojna. Wykańczam mieszkanie na tyle na ile mogę (choć większość rzeczy robi oczywiście Konrad), poza tym robię zwykłe rzeczy - szwendam się po necie, trochę czytam, gotuję, odkurzam, zmywam... Nie podskakuję jak oparzona na każdy delikatny ból czy skurcz brzucha (zdarzają się coraz częściej, macica pewnie trenuje), nie czekam na początek porodu jak na szpilkach, w sumie to jestem zaskoczona swoim spokojem w tej kwestii. Mam tylko nadzieję, że nie zacznie się gwałtownie (np. gwałtownym odpłynięciem wód), gdy będę sama w domu. Lepiej byłoby jednak, gdyby do szpitala jechał ze mną ktoś trzeźwo myślący w każdej sytuacji (na przykład mój mąż ;-) , bo - jak siebie znam - wtedy jednak spanikuję :-p Więc bardzo liczę na to, że zacznie się pomału, a Konrad będzie wtedy w domu albo będzie w stanie stosunkowo szybko dojechać :-)
Torba względnie spakowana, łóżeczko rozłożone i wstawione do sypialni, podobnie jak komódka z rzeczami Synka :-) Za 3-4 dni pewnie je ubiorę w tę cudną biało-błękitną pościel :-) Ciuszki poprane i poprasowane, zakupione akcesoria takie jak butelki na wszelki wypadek, kocyki, pieluszki, wanienka, termometr do wody, nożyczki do paznokci, krem do pupy, spray na ranę po cesarce... Wózek w drodze, liczę na to, że jutro dojdzie.
Jesteśmy więc zwarci i gotowi.
To już za chwilę.
Trzymajcie kciuki! :-)