piątek, 13 sierpnia 2010

Będziemy mieli syna :-)

Emocje opadają.
Początkowa euforia ustępuje miejsca spokojnemu szczęściu i bardziej długoterminowym planom, czy raczej rozważaniom, w rodzaju "Czy będzie wolał się bawić klockami czy autkami? A może misiami?", "Jak będzie wyglądał, jak będzie szedł do przedszkola?", "Kim będzie chciał zostać jak dorośnie?", "Czy będzie się podobał dziewczynom?":-p Setki pytań, na które odpowiedzi będę poznawać... już całe życie:-)

Oglądam w internecie ubranka i akcesoria, które nadawałby się dla naszego synka i strasznie się cieszę, że nie będą to różowe sukienusie z falbankami;-) Oczywiście córkę też planujemy w jakiejś przyszłości, ale na razie falbanki odsunęły się na dalszy plan, dając miejsce pięknym śpiochom i "bodziakom" w brązowe, niebieskie, zielone paseczki, z nadrukami piesków w samolocie czy jeżyków zbierających jabłuszka (ACH, JAKIE TO WSZYSTKO CUDNE!!!) Mam już też upatrzoną piękną błękitną pościel - nie żebym uważała, że niebieski to jedyny słuszny kolor dla chłopaka, ale akurat taka mi się spodobała, obok żółtej. A że ściany w pokoiku Tymka planujemy żółte, to błękitne dodatki będą wspaniale pasować :-)
Są i obawy. Czy będę umiała pielęgnować tego małego siusiaczka? Nigdy tego nie robiłam... No ale w ogóle nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek kąpała czy przewijała noworodka, więc... Wszystkiego można się nauczyć:-) Czy będę umiała przekazać mu, jak powinien zachowywać się mężczyzna? Na szczęście będzie miał całkiem udany wzorzec do obserwowania i naśladowania, więc może i tym nie powinnam się martwić. Czy nie będę nadopiekuńcza? W końcu nie chcę, żeby wyrósł na maminsynka... Mam nadzieję, że i tutaj Konrad okaże się niezastąpiony (jak zawsze:-) i będzie umiał przystopować moje "kwocze" zapędy ;-)
Ach... Nie mogę się doczekać, żeby go poznać, zobaczyć... Już na USG wydawał się taki doskonały - wszystko na swoim miejscu - silne serduszko, rączki z paluszkami, stópki, nosek... Nie mogę sobie wyobrazić, jak doskonały musi być "z bliska" :-) Ale do tego jeszcze ponad 3 miesiące i - mimo że ciężko mi czekać - mam nadzieję, że szybciej nie będzie chciał się z nami spotkać. Niech się jeszcze popichci, żeby był jeszcze smakowitszy, parafrazując tekst z filmu "Juno";-)

A ja? Czuję się bardzo ciążowo:-p W końcu to już połowa 6 miesiąca! (Boże, jak ten czas leci!!!) Brzuch niemalże z dnia na dzień większy, coraz cięższa się czuję i coraz ciężej się ruszam - zaczynam już uskuteczniać charakterystyczny dla późniejszej ciąży chód kaczy ;-) Mały daje się coraz energiczniej we znaki, tworząc niejednokrotnie na powierzchni mojego brzucha fale i drgania. Najbardziej życie utrudnia mi częstsze siusianie - na ogół zachciewa mi się jakieś 10 minut po opuszczeniu domu;-) Cóż, taki urok tego stanu...
Wyniki badań mam dobre, żadnych problemów z moczem, żadnej anemii, żadnego nadciśnienia (wręcz mam wrażenie, że w ciąży mam ciśnienie niższe, niż przed). Cóż, najwyraźniej stworzona jestem do chodzenia w ciąży;-) Nie powiem, nawet mi się ten stan podoba zazwyczaj...

Do czasu, do czasu... Podobno w życiu każdej ciężarnej przychodzi taki dzień, gdy zaczyna myśleć "litości, wyjmijcie go już ze mnie"... No ale to jeszcze przede mną;-) Na pewno się dowiecie, gdy ten stan i mnie dosięgnie:-p

Tymczasem kończę i pozdrawiam wszystkich czytających!

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

TYMEK:-)

Będziemy mieli synka:-D
Intuicja mnie nie zawiodła:-)
Prawdopodobnie dostanie na imię Tymoteusz:-)
Kiedyś marzyłam o pierwszej córeczce, ale jestem bardzo szczęśliwa, że będzie chłopiec:-)
Tymianek;-)

niedziela, 1 sierpnia 2010

Za półmetkiem...


Płynie czas...
Nie wiadomo kiedy i w jaki sposób przeleciała już połowa wakacji i... mojej ciąży:-) Właśnie kończy się 22 tydzień, czyli równy półmetek oblewałam sokiem dwa tygodnie temu. Już bliżej niż dalej. Cztery miesiące dzielą mnie od spotkania z dzieckiem. Z moim DZIECKIEM. Wypowiadając czy pisząc te słowa prawie w nie nie wierzę :-p Czy uwierzę, trzymając swojego synka lub córkę na rękach? Nie wiem, pewnie dopiero z czasem... Bo to jest najbardziej niewiarygodna historia, jaka mnie w życiu spotkała:-)
Mocno już zaokrąglony brzuch nie pozostawia wątpliwości co do mojego stanu, nawet dla obcych. Zdarza mi się, że ktoś chce ustąpić miejsca, niedawno miły pan specjalnie dla mnie otworzył kasę w Tesco, widząc, że stoję w niespecjalnie krótkiej kolejce:-) Obnoszę się z nim (tzn. z brzuchem;-) dumnie, aczkolwiek jedną z głównych przyczyn jest to, że szkoda mi po prostu kasy na ciążowe ciuchy i noszę bluzki i sweterki sprzed ciąży - mocno przy ciele :-p Jedynie spodnie muszą być ciążowe (i to już niedługo będę musiała kupić kolejne), nie tylko ze względu na brzuch - niedawno wyszło na jaw, że drastycznie powiększył mi się tyłeczek i poszerzyły biodra... Spodnie sprzed ciąży nie przeszły przez uda :-p Tak więc robię się coraz cięższa i lekko przysadzista (uwierzycie? - ja, szczypiorek:-) , zaczynając pomału przypominać kwoczkę albo niewielkiego wieloryba. Nic to, tak musi być, jak dzidziuś się urodzi i będę 24 godziny na dobę na zmianę go karmić, nosić i przewijać, to nawet specjalnie nie będę musiała się martwić o zrzucenie tych dodatkowych kilogramów. Zrzucą się same;-)
Za miesiąc zacznę trzeci trymestr i powolutku, na razie z niewielkim nasileniem, zaczynają się dolegliwości ciąży późniejszej. Czasem poboli mnie kręgosłup. Jak długo stoję, trochę puchną mi łydki, do tego niestety pojawiło mi się więcej popękanych naczynek na nogach. Coraz łatwiej się męczę (zadyszka przy wejściu na drugie piętro to już standard:-p) Często muszę siusiu (ze szczególnym uwzględnieniem sytuacji, gdy Dzidź wykona kilka podskoków na moim pęcherzu, niekoniecznie pełnym). Mam lekkie kłucia w podbrzuszu, od czasu do czasu bezbolesne skurcze (to już chyba macica ćwiczy przed najważniejszym zadaniem, jakie ją czeka) - wtedy muszę przysiąść albo się położyć i chwilę przeczekać... Ale to wszystko jest mało ważne, bo prowadzi do najwspanialszego celu - naszego dzieciątka:-D I jego akrobacje w moim brzuchu (coraz intensywniejsze), choć czasem wręcz nieprzyjemne, są najsłodszą rekompensatą za te różne dolegliwości i niedogodności...
Już za 8 dni połówkowe USG, mam wielką, wielką nadzieję, że uda nam się dowiedzieć, czy noszę chłopca czy dziewczynkę.

Poza tym u nas remont, więc mieszkanie bardzo mało przypomina mieszkanie w tej chwili:-p Kuchnia już prawie gotowa, w ślicznych kremowych kaflach, z pistacjowymi szafkami, pięknym nowiutkim piekarnikiem, niekapiącym (!) kranem:-D W dobrą stronę zmierza też nasza przyszła sypialnia, wygładzona, zagruntowana, za moment pomalowana na piękny lawendowy kolor... Do przeżycia pozostał jeszcze generalny remont przedpokoju i salonu, oraz poprawki w przyszłym pokoju dziecięcym... Póki co jest ciężko (pył, hałas, smród, skakanie przez przeszkody etc.), ale trzyma mnie przy życiu myśl, jak będzie ślicznie, gdy to się skończy. Wymarzona, pistacjowa kuchenka już mnie pociesza, a będzie jeszcze lawendowa sypialnia, jasny salon ze stołem i wygodną sofą, słoneczny pokoik dziecięcy i przestronny przedpokój:-) Ach, nie mogę się doczekać:-)))

No, kończę powoli, bo rozpisałam się dziś niesamowicie. Następny wpis traktował zapewne będzie o płci naszego potomka (rozpoznanej lub nie;-) Ciekawa jestem na co stawiacie:-) Bo ja na chłopaka, bez dwóch zdań. Już niedługo się dowiemy, czy moja intuicja jest coś warta;-)
Do napisania zatem!