środa, 18 czerwca 2014

Niemoc TFUrcza ;-)

Wiem, powinnam się spalić ze wstydu.
Nie zliczę, ile już razy od ostatniego wpisu siadałam do bloga i próbowałam sklecić choćby trzy sensowne zdania. Jak widać na załączonym obrazku - bez rezultatu. Ostatni post zamieściłam na początku kwietnia, co - zważywszy na fakt, że mamy już drugą połowę czerwca - jest grubym skandalem.
Nic nie mam na swoje usprawiedliwienie. Po prostu dopadła mnie jakaś niemoc twórcza. Wiosenna pustka w głowie, a resztki rozumu, które tam jeszcze zostały, musiałam w ostatnich tygodniach wykorzystywać na pisanie hurtowo opinii ;-)

Kończy się ma ukochana wiosna, a co za tym idzie - za moment przestaną wydłużać się dni, co smuci mnie niezmiernie.
Chociaż oznacza to zarazem, że zbliża się urlop i przenosiny Tymka do przedszkola, które niemal widzimy z okna, które to dwa fakty z kolei radują moje serce :-) Więc bilans zysków i strat wychodzi na zero ;-)

Życie się toczy, mam wrażenie, że coraz szybciej. Jakby z dnia na dzień, każda doba była o jakieś pół minuty krótsza... Może tak jest?
Kwiatki na czereśni za oknem zniknęły nie wiadomo kiedy, a od kilku dni widzę, że na ich miejscu pojawiają się już czerwone kulki, pilnie ogryzane przez sroki.
Pracuję, często po godzinach. Odbieram Tymka z przedszkola. Chodzę z nim na plac zabaw. Sprzątam, gotuję, piekę ciasta od czasu do czasu.
Maluję paznokcie na niebiesko i różowo, licytuję przez internet szarawary (jak Mamę kocham, nie wiem, jak mogłam kiedyś funkcjonować latem bez tej części garderoby!) oraz smaruję mą cudną buzię olejem lnianym, co ewidentnie jej służy.
Mąż pracy ma ogrom - jako że jest studentem studiów dziennych, dopadła go normalna, regularna sesja. Nie wiem jak on to robi i nigdy się nie dowiem, ale jak dotąd - znowu same piątki :-p
Tymek rośnie ostatnio w jakimś zawrotnym tempie. Patrzę na niego i zastanawiam się, gdzie się podział ten maluszek, który z trudem dosięgał do klamki... Gada jak stary, trochę łobuzuje w przedszkolu i ostatnio uwielbia lody :-)

Prawdziwe życie toczy się szalonym rytmem, gdzieś poza internetem rzecz jasna. Dlatego tak rzadko tu jestem. Chwytam prawdziwe chwile, bo widzę, jak szybko znikają za horyzontem, razem z zachodzącym słońcem.
Życzę Wam na nadchodzące lato mnóstwo prawdziwych, żywych chwil, które warto złapać.

Nie wiem, kiedy znowu się tu pojawię.
Kiedyś na pewno, ale nie zdziwcie się, jak to potrwa dwa albo trzy miesiące... :-)