poniedziałek, 4 maja 2009

Majowy weekend:-)


Weekend nazywam majowym, nie długim, jak to się zwykło od kilku lat robić. Cóż, niewiele był dłuższy od każdego zwykłego weekendu. Nie przeszkodziło mu to jednak być absolutnie perfekcyjnym, takim, jak sobie wymarzyłam:-) Już kilka tygodni wcześniej wpadłam na pomysł, żeby spędzić go w Sieradzu "na cześć" mojego pierwszego w ogóle weekendu, który tam spędziłam, poznając rodziców i znajomych Konrada. Dziewięć lat temu!

Przybyliśmy w piątek około południa. Pogoda od początku boska, za oknami pociągu zielono, żółto, pachnąco... Po smakowitym obiedzie, który zrobił Konrad (szparagi z szynką pod beszamelem:-) umówiliśmy się z Łukaszem vel Ufokiem na lody w mojej ulubionej kawiarni Mamma Mia. Tym razem wybrałam smaki ananasowy i limonkowy (MNIAM!) Po zjedzeniu tych pyszności Ufo zaproponował wyprawę bobem (czyli wysłużonym maluchem) przed siebie;-) Poniosło nas na Rudę, czyli tzw. żwirownię. Tam na jakiś czas porzuciliśmy boba i spędziliśmy dwie lub trzy godziny spacerując po lesie, zbiegając z hałd piachu i gadając, gadając... Wróciliśmy... mocno przykurzeni;-) Sympatyczny dzień zwieńczyła herbatka w domu Mamy Ufokowej, którą przy okazji serdecznie pozdrawiam:-)

Kolejny dzień rozpoczął się sympatycznym spacerem, z którego wróciliśmy na boski obiad w wykonaniu mamy Bożenki: RUSKIE PIEROGI:-D Jak już nam się pierożki trochę uleżały, zapakowaliśmy nabytą uprzednio kiełbachę, piwo, napój dla mnie i chlebek, i powędrowaliśmy na pierwszego w tym roku grilla, na którego zaprosił nas oczywiście Michał:-) Przyrzekam, nie pamiętam, kiedy ostatnio czułam się tak wspaniale! Tak swobodnie, tak beztrosko... Wiem, że to brzmi, jakbym była już na emeryturze, ale poczułam się, jakbym znowu miała 20 lat;-) Huśtaliśmy się na ogrodowej huśtawce. Nagraliśmy się w kometkę, aż mnie każdy mięsień do dzisiaj boli:-p Napiekliśmy pysznej kiełbachy, nagadaliśmy się, najedliśmy... Kiedy zrobiło się już mocno chłodno, ruszyliśmy nasze tyłki z tarasu i przenieśliśmy się do mieszkania, gdzie Misiek zaproponował zabawną grę na refleks i spostrzegawczość "Prawo dżungli". Chodzi tu o to, że osoby siedzące w kręgu wykładają po kolei ze swojej kupki po jednej karcie z jakimś symbolem. Symbole powtarzają się, każdy chyba w dwóch czy czterech egzemplarzach. Jednak poszczególne symbole różnią się między sobą szczegółami, które trudno dostrzec na pierwszy rzut oka. I tu zaczyna się zabawa, bowiem gra polega na tym, aby złapać "berło" stojące pośrodku, kiedy zauważy się u kogoś identyczny symbol, jak wyłożony przez siebie. Kto nie zdąży, zabiera swoje i przeciwnika wyłożone karty. Oczywiście wygrywa osoba, która najszybciej pozbędzie się swoich kart. Śmiechu jest co nie miara, gra posuwa się naprzód bardzo dynamicznie i trzeba wciąż zachowywać czujność. Jednak co i rusz przytrafiają się pomyłki ("O Jezu! Te kółka są splecione jednak w inny sposób!":-) REWELACJA. Tak to miło upłynął nam wieczór sobotni.

A wczoraj poszliśmy też na długi spacer, zahaczając na pół godzinki o dziadków. Obeszliśmy kawałek Sieradza, a wszędzie zieleń, kwitnące kasztany, magnolie, mlecze, bzy... ACH! Uwielbiam maj! Zdjęcia z rzeczonego spacerku na mojej Picasie (zakładka "Moje zdjęcia"), zapraszam:-)

Idealny weekend zakończył się sympatyczną podróżą, gdyż zabrały nas wracające do Łodzi autkiem Killery (również pozdrawiam;-)

Naładowałam się pozytywną energią. Chociaż wszystko mnie boli po grze w kometkę (ech, gdzie moja kondycja?...), to czuję się świetnie. Czego i Wam życzę;-)

Do napisania!

piątek, 1 maja 2009

BALLADA MAJOWA:-) Tak mnie jakoś naszło:-)

Brnąłem do ciebie, maju, przez mrozy i biele,
przez śnieżyce i zaspy i lute zawieje.
Przez bezbarwne szpitalne korytarze stycznia,
w tych korytarzach słońce gasło ustawicznie.

A teraz maj, dookoła maj
wyświęca ogrody
i cały ja, i cały ja
zanurzony w Jordanie pogody.
A teraz maj i maj i maj
dokoła się święci,
od wonnych bzów, szalonych bzów
wprost w głowie się kręci.

:-)