środa, 14 stycznia 2009

Na Retkini bez zmian ;-)

Właściwie to piszę tylko po to, żeby dać znać, że żyję i nawet mam się nie najgorzej:-)
Infekcja, która dopadła mnie w Sylwestra, niesie się jeszcze za mną echem w postaci nagłych ataków kaszlu od czasu do czasu, ale generalnie jestem już (dopiero?!) zdrowa. Nie licząc ciągłych bólów karku i/lub głowy, prawdopodobnie spowodowanych dużym ostatnio napięciem... Cóż, życie boli;-p
Rozeznajemy się z małżonkiem pomału w kwestii kredytów mieszkaniowych, jako że rzeczony małżonek uważa, że jedyna słuszna opcja to kupno mieszkania, i to jak najszybciej. Podjudził go wczoraj dodatkowo mąż kuzynki (Oj, Jarek, dar przekonywania to Ty masz:-) , który się na rzeczy zna, więc cóż... Niezależnie od moich poglądów w tej sprawie, przyjdzie mi się chyba poddać i płynąć z prądem, który napędzi mąż... Może to i lepiej, przynajmniej ktoś tu podejmuje odważne decyzje;-p Dwa cykory pod jednym dachem to już by było za wiele nieszczęścia na raz:-p
W pracy OK, coraz bardziej czuję się tam u siebie, dzieci zdają się mnie lubić, nawet bardzo, a to dla mnie naprawdę duża nagroda i motywacja:-) Znalazłam też w pracy bratnią duszę, czego się w ogóle nie spodziewałam. Imienia nie zdradzę. Kto je zna, ten zna, a kto nie, to i tak mu to do niczego nie jest potrzebne. Grunt, że jest to kobitka, z którą - mam wrażenie - mogłabym przegadać tydzień i nie miałabym dość:-) Nie chcę być patetyczna, ale mam czasem wrażenie, jakby Los mnie rzucił w to miejsce po to, żebym ją poznała. Jest... Jest do mnie tak podobna, że nie mogę się przestać dziwić. I cieszyć:-)
Pogoda dołuje mnie już, zima to zdecydowanie nie jest moja ulubiona pora roku:-/ Uczepiłam się pazurami myśli, że do wiosny już bliżej, niż dalej i jakoś chyba przetrzymam;-)
Aha, prawdopodobnie od przyszłego tygodnia będę się opiekować kilka razy w tygodniu znajomym (a właściwie rodzinnym) dzieciaczkiem. Trzymajcie kciuki:-D
Uściski i całuski zimowe!

środa, 7 stycznia 2009

Co Paproch taszczy w plecaku...

O jeju, o jeju...
Zainspirowana wieloma akcjami w Internecie, ukazuję Wam dziś moje wnętrze. A dokładnie rzecz biorąc - wnętrze mojego plecaka, który taszczę ze sobą do roboty.
Uwierzycie, że noszę wszystkie te klamoty???
Pokazuję wszystko, co z niego dziś wyjęłam, bez oszukiwania;-)

Na pierwszym zdjęciu-plecak we własnej osobie;-)











Na drugim - zawartość mniejszej kieszeni:-o Soczewki kontaktowe, blaszane pudełeczko na... podpaski (z Anglii mam taki wynalazek;-) , książeczka "Bądź odważny", guma do żucia, pomadka ochronna, pisak Sharpie, ołówek, błyszczyk, klucze od pracy, dezynfekujący żel do rąk, stary telefon "na wszelki wypadek" (?), Ibuprom, Glucardiamid, chusteczka higieniczna, puder prasowany, cukierek Zozol i tabletka od bólu gardła:-)









Zdjęcie trzecie to zawartość tajnej mini-kieszonki: jakieś papierki z pracy, ozdobiony dawno temu przez kolegę Ufoka "wafel" pod piwo, inne tabletki od bólu gardła, zniszczona bransoletka LiveStrong, dwie spinki do włosów, dowód osobisty, notesik i futerał z dalszą częścią dokumentów.
Na zdjęciu czwartym zawartość głównej komory. Woda, rękawiczki, pomarańczowa teczka (prawdopodobnie pusta lub prawie pusta:-p) , paczka chusteczek, portfel, brylantyna w wosku (!), kosmetyczka (to granatowe z kwiatkiem, zawartości lepiej pokazywać nie będę:-p) , kalendarz, miś Joda, brudnopis, książka-co-ją-zawsze-mam-przy-sobie;-) i bezrękawnik (!).
Na ostatnim zdjęciu wszystko razem.










Uwierzycie, że chce mi się to nosić do pracy?! Zwykle dochodzi jeszcze coś na ząb, a w te mrozy... termofor! Telefon, którego używam, odtwarzacz mp3 i klucze od mieszkania zwykle lądują w kieszeniach kurtki:-)
No i po co mi tyle rzeczy?...