środa, 15 lutego 2012

Zasypani!

Witam się spod grubej warstwy śniegu :-)
W Łodzi zima się rozszalała. Po ok. dwóch tygodniach siarczystych mrozów, temperatura stała się trochę łaskawsza, ale za to - co było do przewidzenia - rozhulały się śnieżyce. Wyglądam ja dziś rano przez okno, a tam gruba warstwa białego puchu i dalej pada. Wszystkie sąsiedzkie samochody nagle stały się białe, nie wiadomo, gdzie się kończy chodnik, a zaczyna ulica. Dziecko zafascynowane stoi z nosem przy szybie :-)
Nie przepadam za zimą, ale muszę przyznać, że ładnie to wygląda.
Załączone zdjęcie zrobiłam dziś rano, to nasz widok z balkonu. Niestety nie oddaje rzeczywistego stopnia zasypania ;-)

Poza tym u nas wszystko względnie OK.
Dzieć całymi dniami zasuwa po mieszkaniu, domagając się nieustannej uwagi. Gdy się uderzy - potrafi pokazać, gdzie go boli, przychodzi i nadstawia uszkodzone miejsce do pocałowania ;-) Naśladuje dźwięki wydawane przez kota, psa, krowę, kurę i świnkę. Wyraźnie wie, czego NIE CHCE i potrafi dobitnie dać to do zrozumienia ("Chcesz iść spać?" - "Ne"). Nadal kocha się kąpać, z upodobaniem podaje kotu do pyszczka kocie ciasteczka, sam wsiada na łosia na biegunach i huśta się jak szalony. Rozumie zaskakująco dużo, codziennie nas czymś zadziwia - wczoraj na przykład podał K. ręcznik w łazience, gdy ten skończył się myć :-) Uwielbia pasjami ogórki kiszone, nie pogardzi białym serem, brokułami, herbatnikami i czekoladą :-) Chętnie odwiedza swoją młodszą o 3 miesiące sąsiadkę i coraz mniej boi się obcych. Czasami doprowadza mnie do szału swoim jęczeniem, ale tak w ogóle to jest strasznie fajnym chłopcem :-) Wierzyć się nie chce, że zaraz będą dwa lata jak dowiedziałam się o ciąży! :-o Ani się obejrzę, a nasz mały chłopiec będzie szedł na studia :-D I wtedy w końcu może odpocznę ;-)

środa, 1 lutego 2012

Czasu, czasu, czasu trzeba mi!

No i mamy za swoje. Życzyłam sobie, żeby zima przyszła choć na parę dni i się doczekałam :-/ Na samą myśl o wyjściu z domu mi zimno :-/ Wczoraj na drogę do pracy byłam ubrana tak: oczywiście bielizna, grube rajstopy, skarpetki, buty zimowe, bluzka z długim rękawem, wełniany bezrękawnik, wełniany sweter, wielki szalik, kożuch, czapka, na czapce kaptur od kożucha, rękawiczki. A w torebce butelka z ciepłą wodą ;-) Ledwie się poruszałam w tych wszystkich warstwach, ale opłaciło się - poza palcami i nosem nie zmarzłam :-)
Ja już chcę wiosnę! ;-)

I chcę więcej czasu.
Ostatnio nie mam go na nic, dziś może trochę luźniej, K. ma ferie, więc nie muszę non-stop patrzeć na Tymka, od czasu do czasu się zmieniamy ;-) A tak to Tymek - praca - dom - Tymek - dom - praca - dom - Tymek - dom... Są chwile, gdy nie pamiętam jak się nazywam...
W pracy... Mama opowiadała mi nieraz, że bywa, że nie ma się czasu zrobić siku. Myślałam, że to przesada. Nie, to nie przesada, sprawdziłam :-/ I wciąż kontakt z różnymi biednymi ludźmi i ciągła gotowość do słuchania... Mama, która się rozwodzi, jej córka nie może sobie z tym dać rady, były mąż ją nęka. Inteligentny chłopiec, który nie potrafi inaczej radzić sobie ze złością, niż przylaniem komuś - jego mama uważa, że jest okropny i za karę zabrania mu oglądać TV (nie widzi chyba powodów frustracji własnego dziecka, które dla mnie są oczywiste). Dziewczynka, która boi się zostawać w przedszkolu. Dziewczynka, która boi się spać. Tata, który wychowuje sam dorastającą córkę... Ludzie, historie, problemy - przelewane na mnie. Wystarczy, że posłucham, że powiem, że coś się da z tym zrobić, że spróbuję, że tak się zdarza, że to normalny etap w rozwoju... Biorę na siebie ich zmartwienia. Wychodzą zazwyczaj uśmiechnięci, gdy wyznaczam im kolejną wizytę, widzę, że czują ulgę. Ja wychodzę ciężka, sztywna z napięcia, na trzęsących się nogach. Mija kilka godzin zanim zrzucę z siebie te cudze ciężary, przestanę o nich myśleć, rozluźnię mięśnie... W czasie pracy nie dzwonię do domu, żeby zapytać jak Tymek, nie czuję potrzeby, a nawet gdyby - nie mam czasu... Ktoś mi powiedział: ale fajna praca - posiedzieć 4 czy 6 godzin na fotelu i posłuchać cudzej gadaniny... Ale to niestety nie tak fajnie. Jak się okazało, że w piątki jestem w poradni 6 godzin to doświadczeni psycholodzy powiedzieli - "Strasznie dużo! Zamęczysz się!" Daję radę, ale lekko nie jest. W piątek wracam do domu o 20 - jest zimno, ciemno, boli mnie krzyż i ramiona z napięcia. Marzę już tylko o tym, żeby wypić herbatę, zjeść kolację i położyć się spać. Na szczęście mogę - muszę przyznać, że małżonek się stara - czeka na mnie kolacja, kuchnia jest ogarnięta, dziecko zaopiekowane :-) Jakoś sobie radzimy. Tylko ciągle w niedoczasie. Bo przychodzi weekend i trzeba posprzątać, poodkurzać, uzupełnić jakieś papiery, przygotować jakieś zajęcia, między nami wciąż chodzi Tymo i żąda uwagi... Marzy mi się urlop OD WSZYSTKIEGO, taki 2-3 dniowy. Może za jakiś czas... Wyślę męża z młodym do dziadków do Sieradza na weekend, a sama będę spać i oglądać filmy, jedząc chipsy ;-) Taa, już to widzę... nie umiałabym się zrelaksować, gdybym widziała na podłodze okruszki, a na stole kubki do zmycia... Ale tak czy owak byłoby fajnie (nie do wiary, jeszcze rok temu bym się zapłakała, jakbym miała zostać sama choć na jedną noc!). Może na wiosnę ;-)

Poprzednio życzyłam sobie zimy. Teraz życzę sobie żeby ta zima już poszła. I czasu więcej - na relaks, na sen, na bezmyślne siedzenie przed komputerem ;-)
I Wam też.