poniedziałek, 7 marca 2011

O miłości i nie tylko.

Pewna dobra znajoma (BUZIAKI, ASIU!:-) zwróciła mi wczoraj uwagę, że dawno nic nie pisałam... Ja na to, że nie mam jakoś weny, że w sumie nie ma o czym...
Lecz po namyśle muszę stwierdzić, że jest o czym! Że co dzień dzieją się rzeczy ważne, wielkie, wspaniałe... Nie dzielenie się nimi z czystego lenistwa (A FE!) to po prostu egoizm.
A nie utrwalanie ich, to głupota, której będę za kilka lat gorzko żałować.
Patrzę na zdjęcia małego ze szpitala i w głowie mi się nie mieści, że zaledwie 3 miesiące temu był taką maluśką pchełką, z nie do końca otwartymi oczkami... Tak bardzo się zmienia!
Trzeba łapać chwile, bo szybko mijają i nigdy nie powrócą, nigdy już nie przeżyję pewnych wrażeń, emocji, wzruszeń...
Więc nadrabiam:-)

Miłość przyszła nie wiadomo skąd i nie do końca wiadomo kiedy.
Pierwsze wspólne tygodnie były bardzo trudne. Mały budził się w nocy, płakał podczas przewijania, obchodziliśmy się z nim trochę jak z jajkiem (nigdy nie zapomnę mojego obsesyjnego strachu związanego z jego wielką głową, kiwającą się bezwładnie na wszystkie strony jak na szypułce :-p) Ja byłam po cięciu słaba, obolała, nie wolno mi było się forsować. Hormony szalały. Piersi bolały... Rosła we mnie irytacja, zniecierpliwienie, zwątpienie - czy to była słuszna decyzja? Czy naprawdę powinniśmy mieć dziecko? Czy ja powinnam być mamą? Trudne emocje podkręcał fakt, że jakoś głupio było mi się z tego zwierzać komukolwiek - jak to, wątpić czy się chce własnego dziecka?! (nawiasem mówiąc dopiero później przeczytałam w pewnej książce dla mam, że takie emocje są udziałem większości kobiet w pierwszych tygodniach po porodzie - szkoda że tak późno to przeczytałam:-p)
No ale nie można się było już z tego wycofać... I dobrze:-)
Nie wiem kiedy irytacja zaczęła ustępować czułości. Pojawiła się cierpliwość, radość z obcowania z tym małym człowiekiem. Poczułam się lepiej, psychicznie i fizycznie. Mam więcej siły, bardziej mi się chce, nie tylko nabrałam wprawy w przewijaniu, ubieraniu małego, ale wręcz polubiłam to:-) To samo z karmieniem. Na początku przykry obowiązek - teraz stał się... no, może nie ulubionym elementem dnia, ale na pewno są to miłe chwile, spędzone z synkiem blisko, w spokoju...
Przed porodem byłam zwolenniczką "chłodnego chowu"... Nie sądziłam, że to kiedyś napiszę, ale...Chromolić chłodny chów ;-) Chcę Tymkowi dać maksymalnie dużo ciepła, tulę go, noszę, biorę nad ranem do naszego łóżka (choć zarzekałam się, że nigdy w życiu;-) i ogólnie rzecz biorąc... ROZPIESZCZAM. Nie umiem inaczej, po prostu skradł moje serce. Dałabym mu wszystko, oddałabym życie za niego - teraz już jestem pewna - choć kiedyś uważałam takie stwierdzenie za patetyczny frazes...
Aktualnie jest chory... Serce mi pęka, gdy słyszę jak kaszle i rzęzi. Oddałabym dużo, żeby zachorować zamiast niego, żeby tylko on się nie męczył... nie sadziłam, że pokocham go tak bardzo. Nie sądziłam chyba, że można tak kochać...
Wiem, jak bardzo pompatycznie to wszystko brzmi, ale wszystko to najprawdziwsza prawda :-) I tylko to się liczy.

A tak bardziej prozaicznie...
Tymo skończył 3 miesiące. Jest dużym chłopakiem - na ostatnim mierzeniu w przychodni miał 62cm i ważył 6600g (wciąż tylko na piersi!) W ciągu dnia coraz bardziej aktywny, absorbujący - uwielbia być noszony na rękach, a jego druga ulubiona rozrywka to siedzenie w bujaczku i obserwowanie naszej zwykłej aktywności - dzięki temu często mogę ugotować obiad czy poprasować stertę tetry nawet gdy nie śpi. Ma poczucie humoru - śmieszą go dziwne dźwięki typu imitowanie pierdzenia lub gdakania kury, rymowane wierszyki, wesołe pioseneczki. Uśmiecha się szeroko na widok pochylających się nad nim twarzy, w szczególności preferuje te znane sobie - takie mam wrażenie. Jest dzielny i grzeczny u lekarza oraz podczas podawania leków. Przeważnie przesypia całe noce - od 22-giej do 6-tej. Leżąc na brzuchu wysoko i długo utrzymuje główkę. Włożona do ręki grzechotką potrafi potrząsać bez wypuszczania nawet 15-20 minut (dziś zaobserwowałam:-) Wydaje mnóstwo dźwięków. Ostatnio odkrył istnienie swoich rąk - wyciąga je przed siebie i w skupieniu, z pewnym zdziwieniem, kontempluje zaciśnięte piąstki. Bardzo lubi kąpiele i spacery (ale nie lubi być ubierany na spacer). Potrafi dać się we znaki, np. wymuszając histerycznym płaczem noszenie na rękach, ale w porównaniu do dzieci z zasłyszanych opowieści - jest dosyć spokojnym i bardzo pogodnym dzieckiem.
No i w ogóle jest strasznie fajny:-)
Prawdziwy skarb nam się trafił ;-)

Uch, rozpisałam się trochę, musi Wam znowu na dłuższy czas wystarczyć;-)
Do następnego!

2 komentarze:

mamuśka pisze...

Koniecznie czerwona wstążeczkę zawiąż!!!!!
Jest taki cudny, że aż zazdrość bierze!

PAPROCH pisze...

Nie mam w domu wstążeczki :-p