No i mamy za swoje. Życzyłam sobie, żeby zima przyszła choć na parę dni i się doczekałam :-/ Na samą myśl o wyjściu z domu mi zimno :-/ Wczoraj na drogę do pracy byłam ubrana tak: oczywiście bielizna, grube rajstopy, skarpetki, buty zimowe, bluzka z długim rękawem, wełniany bezrękawnik, wełniany sweter, wielki szalik, kożuch, czapka, na czapce kaptur od kożucha, rękawiczki. A w torebce butelka z ciepłą wodą ;-) Ledwie się poruszałam w tych wszystkich warstwach, ale opłaciło się - poza palcami i nosem nie zmarzłam :-)
Ja już chcę wiosnę! ;-)
I chcę więcej czasu.
Ostatnio nie mam go na nic, dziś może trochę luźniej, K. ma ferie, więc nie muszę non-stop patrzeć na Tymka, od czasu do czasu się zmieniamy ;-) A tak to Tymek - praca - dom - Tymek - dom - praca - dom - Tymek - dom... Są chwile, gdy nie pamiętam jak się nazywam...
W pracy... Mama opowiadała mi nieraz, że bywa, że nie ma się czasu zrobić siku. Myślałam, że to przesada. Nie, to nie przesada, sprawdziłam :-/ I wciąż kontakt z różnymi biednymi ludźmi i ciągła gotowość do słuchania... Mama, która się rozwodzi, jej córka nie może sobie z tym dać rady, były mąż ją nęka. Inteligentny chłopiec, który nie potrafi inaczej radzić sobie ze złością, niż przylaniem komuś - jego mama uważa, że jest okropny i za karę zabrania mu oglądać TV (nie widzi chyba powodów frustracji własnego dziecka, które dla mnie są oczywiste). Dziewczynka, która boi się zostawać w przedszkolu. Dziewczynka, która boi się spać. Tata, który wychowuje sam dorastającą córkę... Ludzie, historie, problemy - przelewane na mnie. Wystarczy, że posłucham, że powiem, że coś się da z tym zrobić, że spróbuję, że tak się zdarza, że to normalny etap w rozwoju... Biorę na siebie ich zmartwienia. Wychodzą zazwyczaj uśmiechnięci, gdy wyznaczam im kolejną wizytę, widzę, że czują ulgę. Ja wychodzę ciężka, sztywna z napięcia, na trzęsących się nogach. Mija kilka godzin zanim zrzucę z siebie te cudze ciężary, przestanę o nich myśleć, rozluźnię mięśnie... W czasie pracy nie dzwonię do domu, żeby zapytać jak Tymek, nie czuję potrzeby, a nawet gdyby - nie mam czasu... Ktoś mi powiedział: ale fajna praca - posiedzieć 4 czy 6 godzin na fotelu i posłuchać cudzej gadaniny... Ale to niestety nie tak fajnie. Jak się okazało, że w piątki jestem w poradni 6 godzin to doświadczeni psycholodzy powiedzieli - "Strasznie dużo! Zamęczysz się!" Daję radę, ale lekko nie jest. W piątek wracam do domu o 20 - jest zimno, ciemno, boli mnie krzyż i ramiona z napięcia. Marzę już tylko o tym, żeby wypić herbatę, zjeść kolację i położyć się spać. Na szczęście mogę - muszę przyznać, że małżonek się stara - czeka na mnie kolacja, kuchnia jest ogarnięta, dziecko zaopiekowane :-) Jakoś sobie radzimy. Tylko ciągle w niedoczasie. Bo przychodzi weekend i trzeba posprzątać, poodkurzać, uzupełnić jakieś papiery, przygotować jakieś zajęcia, między nami wciąż chodzi Tymo i żąda uwagi... Marzy mi się urlop OD WSZYSTKIEGO, taki 2-3 dniowy. Może za jakiś czas... Wyślę męża z młodym do dziadków do Sieradza na weekend, a sama będę spać i oglądać filmy, jedząc chipsy ;-) Taa, już to widzę... nie umiałabym się zrelaksować, gdybym widziała na podłodze okruszki, a na stole kubki do zmycia... Ale tak czy owak byłoby fajnie (nie do wiary, jeszcze rok temu bym się zapłakała, jakbym miała zostać sama choć na jedną noc!). Może na wiosnę ;-)
Poprzednio życzyłam sobie zimy. Teraz życzę sobie żeby ta zima już poszła. I czasu więcej - na relaks, na sen, na bezmyślne siedzenie przed komputerem ;-)
I Wam też.