poniedziałek, 26 września 2011

O pracy w domu.

Niedawno w jakimś czasopiśmie natknęłam się znowu na artykuł (a właściwie wywiad z pewną panią), w którym pojawił się motyw kobiety "siedzącej w domu" i tego, że gdyby "mamom na etacie" zapłacić za wszystkie obowiązki wykonywane w domu, to wyszłaby mniej-więcej średnia krajowa.
Prawda to czy nieprawda?
Mój mąż uważa, że niby robię dużo rzeczy w domu, ale przecież tak naprawdę to sporo siedzę bezczynnie :-D
W ogóle nie zdaje sobie sprawy (i podejrzewam, że wielu mężczyzn pracujących zawodowo tak ma), z jak licznych pierdół składa się codzienne życie przeciętnej "kury domowej" (ach, jak ja lubię to określenie :-) )
Weźmy za przykład środę;-)

Budzę się rano, męża już nie ma, bo wychodzi przed 6,30. Około siódmej wzywa mnie ze swojego pokoju potomek. Zwlekam się, idę po niego. Teraz trzeba do kuchni, zagotować szybko trochę wody, dolać do chłodnej z poprzedniego dnia, zrobić mleko, dać potomkowi. Oczywiście butlę trzeba trzymać, bo jest za leniwy, żeby obsłużyć się samodzielnie.
Leżymy jeszcze trochę, ale muszę być czujna, bo potomek pełza i skacze po całym łóżku, a wolałabym żeby nie spadł. Ósma - wstajemy na dobre. Jem śniadanie, potomek w swoim foteliku albo się przygląda albo marudzi, żeby też mu dać. Daję kawałek bułki z masłem albo chrupka kukurydzianego i jest chwila spokoju ;-) Sprawdzam pocztę na laptopie.
Pamiętać żeby zagotować wodę na mleko na drugie śniadanie dla Dziecia.
Ugotować jajko na twardo do zupki dla niego. Wyjąć indyka z zamrażarki, żeby się rozmrażał - na zupkę.
Przewinąć Dziecia, ubrać go w dzienne ciuchy, umyć mu zęby.
Wśród wrzasków z małego pokoju umyć szybko i ubrać siebie.
Wśród dalszego marudzenia szybko rozładować zmywarkę, zdjąć pranie z suszarki, wstawić do pralki następne.
Pobawić się z potomkiem, bo samodzielna zabawa zazwyczaj jest be. Przy odrobinie szczęścia mogę jednak usiąść na parę minut do komputera, sprawdzić wiadomości, poczytać forum, bo czasem młody pobawi się sam z dziesięć minut :-) Wykorzystuję ten czas na oddech.
Już dziesiąta - przygotować mleko, na mleku kaszkę, nakarmić Dziecia łyżeczką. Teraz można go uśpić, przy dobrych wiatrach pośpi z półtorej godziny.
Mogłabym w tym czasie odpocząć, ale gdzie tam - trzeba przecież obiad dla niego ugotować.
No tak, ale najpierw nakarmić kota, pościelić łóżko - zapomniałam o tym!
Pomyśleć, co trzeba kupić, wysłać listę zakupów mężowi.
Dobrze, zabieram się za zupkę. Obieram i kroję ziemniaki, marchew, pietruszkę, buraka, wrzucam na wrzątek. Za jakiś czas dodaję indyka, mrożony groszek, kaszę mannę, od czasu do czasu mieszam, żeby nie przywarło. Na koniec trochę posiekanego koperku. Ugotowaną zupkę miksuję (po uprzednim odłożeniu kilku kawałków marchewki i ziemniaków, żeby było w zupce coś do gryzienia), odkładam porcję "na dziś", przelewam wrzątkiem dwa słoiczki, nakładam do nich porcje na dni następne.
Teraz trzeba ogarnąć kuchnię - włożyć rzeczy do zmywarki, niektóre umyć ręcznie, zetrzeć blaty.
Posegregować zdjęte z suszenia pranie, powiesić to, które się uprało.
Chwila odpoczynku przy drugim śniadaniu. Mogę popisać na blogu ;-)
Jeszcze ogarnąć salon, zetrzeć kurze.
Dzieć się budzi.
Przewinąć, ubrać jego, ubrać siebie i może na krótki spacer? Chodzimy 40 minut, wracając wstępujemy do budki koło bloku po ziemniaki.
Nagle jest już trzynasta - nakarmić dziecko.
Po swoim obiedzie dziecko siedzi niezadowolone w foteliku, a ja muszę się wziąć za nasz... Sos do makaronu - 20 minut roboty. Gotuję makaron dla siebie, odkładam sos dla męża. Dochodzi druga - mogę zjeść obiad. Potomek w foteliku nadal marudzi, muszę go przekupić chrupkiem kukurydzianym.
Schować zupki w słoiczkach do lodówki.
Znów się pobawić - potomek nie znosi bezczynności. Wrzucamy szmaciane owoce do szuflady. Wrzucamy i wyjmujemy, wrzucamy i wyjmujemy - nieskończoną ilość razy ;-) Potomek zajmuje się demolowaniem pudła z pieluszkami - mogę chwilę poczytać :-)
Zaślinił się - przebrać, przy okazji przewinąć.
Idziemy do kuchni - trzeba uprzątnąć po szykowaniu obiadu.
Uśpić potomka.
Spakować śmieci do wyniesienia, uprasować parę rzeczy, poszukać w internecie ciuchów dla małego na zimę, zadzwonić do Urzędu Pracy.
Pobudka i znów proszę się bawić - tym razem turlamy piłeczkę po salonie. Dzieć szybko się nudzi i zaczyna ganiać kota po całym pokoju. Pilnować żeby się nie uderzył o kaloryfer i nie przewrócił na siebie krzesła!
Przygotować herbatkę z kopru i spróbować wmusić potomkowi.
Wraca mąż - dać mu obiad, zrobić herbaty. Rozpakować zakupy, które przyniósł.
Jak zje, przejmuje na jakiś czas potomka, bo trzeba poodkurzać. Zasuwam z odkurzaczem po całym domu.
Spróbować znowu wmusić herbatkę w dziecko.
Przygotować podwieczorek dla młodego (utrzeć jabłko, rozgnieść banana), podać podwieczorek.
Zagotować wodę na wieczorne mleko.
Przewinąć, przebrać, bo ślina tworzy na bodziaku plamę od szyi do pępka.
Pobawić się, popilnować. Może wyjść jeszcze na spacer?
W biegu jem podwieczorek, udaje mi się 15 minut posiedzieć przy laptopie, dziecko gania kota.
No właśnie, kot - zapomniałam usunąć to i owo z kuwety!
Kolejna próba podania herbatki.
Znowu przebrać, bo znowu ślina do pępka...
Pora kolacji - zagotować trochę wody, dodać do chłodnej, zrobić mleko, przygotować kaszkę, podać łyżeczką.
Kolacja dla nas, dziecko marudzi w foteliku.
Zjadamy, dziecko zatkane kawałkiem chleba ;-)
Ogarnąć kuchnię - włożyć rzeczy do zmywarki, umyć niektóre ręcznie, zetrzeć blaty. Zamieść podłogę, bo połowa chleba tam właśnie wylądowała - w bardzo drobnych kawałkach.
Rozebrać potomka do kąpieli, wytrzeć dupsko umazane czymś obrzydliwym ;-)
Mąż zabiera dziecko do wanienki, ja na kolanach zbieram z podłogi w małym pokoiku szmaciane owoce, warzywa, książeczki, piłeczki, plastikowe kubeczki i ciuchy wywleczone z dolnej szuflady komody. Wietrzę, przygotowuję łóżeczko, idę pomóc w kąpieli. Wycieram, ubieram, układam do snu. Buzi, kołysanka, "dobranoc", wychodzę.
Wreszcie jestem wolna ;-)
No to jeszcze uprasować pościel i koszulę dla męża na jutro. Pościelić. Pozbierać zabawki rozwleczone po salonie.
W lodówce czeka brokuł do zamrożenia na zimowe zupki dla dziecka. Podzielić na różyczki, zblanszować, poporcjować, zamrozić.
Zagotować i odlać wodę na jutrzejsze mleko.
Godzina 21,30. Zjadam kiwi. Oglądam w necie odcinek serialu. Siedzę na forum. Położę się za półtorej godziny, może dwie. To mój jedyny czas wolny w ciągu dnia tak naprawdę, szkoda mi spać...
Jutro znowu o siódmej wstanę robić mleko...

13 komentarzy:

mamuśka pisze...

Bardzo dobrze. Dostatecznie. Jedno dziecko to przecież luksus:)
Odejmujemy zmywarkę, pampersy, chusteczki wilgotne do pupy, zupki w słoiczkach, banany, ciuchlandy i lądujemy w świecie babci:)
A na wyrazy wdzięczności jeszcze musisz trochę poczekać. aż powie: "Mama, kofam baldzo"

PAPROCH pisze...

Ja nie chcę wyrazów wdzięczności od Tymka. Za to chciałabym, żeby mąż bardziej doceniał ;-)
Zupek w słoiczkach nie używam!

PAPROCH pisze...

Tzn. używam - zrobionych własnoręcznie, na dwa dni do przodu. Też tak mogłaś :-)

mamuśka pisze...

Cholerka, że też nie pomyślałam o tym wcześniej:)))
Ale może o słoiczki też było trudno:))))
Mąż raczej nie doceni, bo mężowie mają inne systemy watrosci.
Nakarmi, przewinie i wykąpie. Może nawet pozmywa.
Pranie, odkurzanie , układanie w szufladach, prasowanie,sortowanie i słoiczkowanie nie mieszczą się na liście czynnoci niezbędnych do życia.

tataradka pisze...

Wychodzi z tego, że Ty dzielna Mama jesteś i że ja już nie byłbym w stanie Ci dorównać. A przy okazji: Jak on tego kota gania?

mamuśka pisze...

Kota gania szybko. Sama widziałam:) Wiosłuje łokciami jak szalony:))

PAPROCH pisze...

Dokładnie, pełzając. Ma tempo obłędne. Oczywiście na razie kot mimo wszystko jest górą, ale do czasu ;-)

Edzia pisze...

pozwolę sobie dodać, że takich mężów jest więcej:) i sama takiego posiadam. I posiadam również takiego potomka.
I szczerze już odjęcie pampersów i chusteczek oraz mleka w proszku powoduje u mnie nerwowy ścisk żołądka:-)

tataradka pisze...

Drogie panie,myślę że wszystkiemu winien jest Wasz instynkt macierzyński. Macie lepsze warunki więc podnosicie standard i pomoc męża chyba nic tu nie zmieni.

mamuśka pisze...

Jest taka piosenka "No i ma czego chciał". Można ją z powodzeniem odnieść do kobiet.
Dawniej , te z dobrych domów, tylko pachniały - resztę robiły nianie, kucharki, pokojówki i pomywaczki. Te z biednych - same zajmowały się domem i dziećmi, ale nie pracowały zawodowo, nie spieszyły na 8.00, nie kombinowały , kogo zatrudnić do odbierania dziecka z przedszkola. A te z bardzo biednych - harowały w tkalniach i przędzalniach, i umierały na suchoty. Mąż znajdował inną.
A teraz usiłujemy pogodzić wszystko - karierę zawodową ( i to z sukcesami) świetnie urządzony dom, zadbane dzieci, i jeszcze świeży manikiur i szpilki!!!!!

PAPROCH pisze...

O nie, tylko nie szpilki ;-)))

PAPROCH pisze...

A swoją drogą - co to za wysoki standard? Nakarmione dziecko, nakarmiony kot, odkurzona podłoga, ugotowany obiad to najzwyczajniej w świecie konieczność, której po prostu odpuścić się nie da.

agacioszka pisze...

No nie wiem, jak z nakarmianiem wszystkich, ale czasem jakieś odkurzanko można pominąć.Dziecko musi zjeść swoją porcję brudku i robaczków w życiu. :)