wtorek, 6 września 2011

Zmiany, zmiany... Pozytywne.

Dzieje się.
Dzieje się dobrze :-)
Może nie ogólnie, bo problemów trochę mamy, jak każdy, ale w jednej dziedzinie dzieje się rewelacyjnie.
Chcę się tym z Wami podzielić.
Nie jest tajemnicą, że choruję na nerwicę lękową. Od lat. Boję się sama poruszać po świecie "poza domem", właściwie do niedawna czułam się bezpiecznie jedynie w czterech ścianach. Na zewnątrz zawsze z kimś - do lekarza, na spacer, do sklepu...
Ci, którzy znają mnie mniej, może nie wiedzą, że od ponad 2 lat do całkiem niedawna bałam się bez asysty obejść własny blok dookoła.
W sumie to choruję dłużej, ale były momenty lepsze i gorsze. W Anglii i po powrocie z niej, gdy brałam jeszcze leki, było znośnie, ale kiedy na przełomie 2008 i 2009 roku odstawiłam je - robiło się tylko gorzej i gorzej...
Nie umiem powiedzieć dokładnie, co mnie zmobilizowało, żeby wreszcie coś z tym zrobić.
Chyba mój Syn, który daje mi niesamowitą siłę i motywację do zmian, do pracy nad sobą. I może też trochę perspektywa olbrzymich problemów finansowych (bo już do roboty czas iść). W każdym razie kopnęłam się wreszcie w dupsko i w lipcu udałam się do psychiatry (oczywiście nie pierwszy raz w życiu, ale po baaardzo długiej przerwie). Odszukałam panią doktor, do której mam całkowite zaufanie. Ponieważ zależy mi na niej konkretnie, to niestety muszę jeździć do niej na drugi koniec miasta (na razie nie sama ;-) ) ale myślę, że warto.
Przepisała mi lek. Lek psychotropowy. Wiem, że wielu ludzi boi się tych substancji, ale są chwile w życiu, że lepiej je brać i funkcjonować w miarę normalnie, niż codziennie budzić się z lękiem, jak się przetrwa kolejny dzień i czy przypadkiem nie trzeba będzie iść np. z synem do lekarza i "O Jezu, jak ja sobie wtedy dam radę?"...
Setaloft, bo tak się nazywa akurat mój lek, wyrwał mnie w ciągu kilku tygodni z zaklętego kręgu obezwładniającej obawy przed wyjściem z domu.
Mijają dwa miesiące od kiedy zaczęłam go brać.
Chodzę z Tymkiem na spacery po osiedlu. Już nie dookoła bloku, ale dookoła jakichś 10 bloków.
Siedzimy na placu zabaw.
Jeździłam niedawno sama rowerem po osiedlu.
Już trzy razy jechałam kawałek sama tramwajem - pierwszy raz od... Nie pytajcie nawet.
Noc z soboty na niedzielę spędziłam w domu sama z Tymkiem - wykąpałam go, położyłam spać, pooglądałam serial, położyłam się i zasnęłam bez większych problemów.
A dzisiaj pokonałam kolejną "górę" - poszłam z małym na zakupy do naszego pobliskiego Tesco. I zrobiłam je. I przeżyłam :-D I wychodząc ze sklepu miałam ochotę krzyczeć z radości :-)
Powoli, małymi kroczkami, zaczynam odzyskiwać normalne życie. Mam nadzieję, że tym razem już się nie cofnę. A jeśli nawet, to szybko się podniosę i spróbuje od nowa.
Nie jest idealnie. Dużo mi brakuje do normalnego funkcjonowania. Sama na drugi koniec miasta na razie nie odważę się jechać. Iść na spacer gdzieś na Lublinek też nie. Jak robię coś nowego - wchodzę do sklepu, zapuszczam się gdzieś dalej w osiedle - denerwuję się. Łomocze mi serce, mam miękkie nogi, drżą ręce. Ale już się tego nie obawiam tak panicznie. Mówię sobie "trudno, to minie, to tylko moja wyobraźnia" i idę :-)
Po raz pierwszy od... nie mam pojęcia, jak dawna... potrafię siedzieć na ławce i rozkoszować się tym. Nie patrzę nerwowo na zegarek, nie myślę ciągle, że jestem poza domem. Wystawiam twarz do słońca, czytam i delektuję się tą chwilą. Zwyczajnie cieszę się spacerem z Synem. Tak jak powinno być :-)
Nie jestem pewna, skąd się bierze ta siła, której tak długo mi brakowało, ale chyba z bezgranicznej, bezwarunkowej miłości do Tymka. Z tego, że chcę być jak najlepszą mamą, pokazać mu świat, nie przelewać na niego moich obaw. Chcę żeby mógł na mnie polegać, czuć się ze mną bezpiecznie.
Dziękuję ci, Synku :-)

9 komentarzy:

mamuśka pisze...

Chyba też się poryczę...

mamuśka pisze...

Piękne zdjęcie

PAPROCH pisze...

Oj, nie ma co płakać. To się cieszyć trzeba ;-)

mamuśka pisze...

cieszym się , cieszym!

tataradka pisze...

bd :):)
Te pierwsze to są dwa kciuki.
A twój synek nie wygląda na lękliwego. Jest niezwykle pogodny.

PAPROCH pisze...

Na szczęście :-) Mam nadzieję, że tak mu zostanie :-)

agacioszka pisze...

Gratuluję drobnych kroczków. I obyś kiedyś robiła je bez leków. Na pewno się uda! :)

PAPROCH pisze...

Dzięki :-)

eclipse pisze...

Hej, nie znamy się. Przypadkiem trafiłam na Twojego bloga, zaczęłam go czytać i zobaczyłam ten wpis dotyczący stanów lękowych. Podziwiam, że tak otwarcie o tym piszesz i zastanawiam się, czy tak samo otwarcie mówiłaś o swoich problemach znajomym "w realu"? Jeśli tak - z jakimi spotkałaś się reakcjami? Sama przeżywałam podobne problemy, ale wolałam o nich nie mówić "otoczeniu". Bałam się odrzucenia. Życzę Ci wszystkiego dobrego, życie bez nadmiernego lęku jest jak najbardziej możliwe, o czym przekonuję się coraz częściej :) Pozdrawiam ciepło