piątek, 21 grudnia 2012

Koniec świata.

Czyli co?
Jednak odwołany?
Kolejny zaliczony w moim życiu koniec świata.

Pamiętam jeden, w sierpniu 1998 albo 1999. Byłam na obozie w Zawoi, cała grupą leżeliśmy nad rzeczką i wygłupialiśmy się. Fajny koniec świata to był :-) Beztroski.

Dzisiaj, w koniec świata, zakutana od stóp po czubek nosa, pojechałam sobie do pracy, gdzie trójka z czwórki pacjentów się zgłosiła - może postanowili, że jeśli ginąć, to po uzyskaniu porady psychologicznej ;-)
Dzisiaj, w koniec świata, zjadłam na obiad jajecznicę z podsmażoną parówką.
Dzisiaj dostałam zamówioną kilka dni temu paczuszkę, a w niej pędzel do pudru i paletkę rozświetlaczy do makijażu - śliczną :-)
Dzisiaj przy okazji przedświątecznych porządków, wyrzuciłam spory zapas zwietrzałej herbaty i jakieś 6 czy 7 słoiczków po tymkowych obiadkach i deserkach, trzymanych diabli wiedzą po co.
Dzisiaj muszę jeszcze poodkurzać, umyć kuwetę, posprzątać w łazience, ubrać z dzieckiem choinkę...

Normalny dzień grudniowy :-)

2 komentarze:

mamuśka pisze...

NASTĘPNY PODOBNO W ROKU 2036. mamy TROCHĘ CZASU

PAPROCH pisze...

Całkiem sporo :-)