czwartek, 30 maja 2013

Jak Paproch tatuaż robił - część druga :-)

No dobra, wiem, że pisałam, że jednak nie chcę :-)
Ale jak to mówią - tylko latająca krowa nie zmienia zdania.
Chciałam tego od jakichś 15 lat. Zwątpienie trwało zaledwie parę miesięcy.

Krową latającą nie jestem, no i stało się - mam rysunek na lewej łopatce.
Tak jak kiedyś sobie obiecałam - to mój prezent od siebie na trzydzieste urodziny.
Pomyślałam, że będę żałować, jeśli nie zobaczę jak to jest...

Jest trochę większy, niż planowałam - mąż się wzdrygnął z obrzydzeniem :-)
To czarny kot, siedzący we wstędze Mobiusa :-)Wstęga symbolizuje dla mnie Tatę. To taki mój niezmywalny i nie do zgubienia talizman.

Bolało jak cholera.
Ale też chyba nie nie był to najgorszy ból, jaki odczuwałam w życiu.
Aczkolwiek drugiego tatuażu raczej nie planuję w najbliższym czasie (choć mówią, że jak ktoś już zacznie, to prawie na pewno będzie miał kolejne ;-) , m.in. ze względu na niefajne odczucia podczas wykonywania.

Tymkowi się podoba :-D

3 komentarze:

mamuśka pisze...

A gdzie zdjęcie?

PAPROCH pisze...

Tu nie wkleję, bo tu każdy może zajrzeć :-p

agacioszka pisze...

Dokładnie to samo chciałam napisać - zdjęcie prosimy. :)