
Siedzę sobie na balkonie, delektując się sierpniowym, słonecznym przedpołudniem.
Jeszcze lato trwa. Jeszcze długie dni, ciepły wietrzyk, dużo słońca, dużo zieleni...
Niestety urlop dobiega końca - jak wszystko co dobre, minął zbyt szybko.
Jeszcze ładuję moje słoneczne baterie, jeszcze leniwie spoglądam na zegar i myślę - "dopiero południe, jeszcze dużo tego dnia przede mną..." Ale wiem, że on się szybko skończy, a jutro od rana - zwykły kierat.
Tymek do żłobka, zakupy, ogarnięcie mieszkania. Pomalowanie paznokci, wyprasowanie ciuchów, zrobienie kanapek do pracy. Autobus - przesiadka - autobus - poradnia - autobus - przesiadka - autobus - dom... I tak, z drobnymi przerwami i modyfikacjami, przez kolejne 11 miesięcy, z tym, że Tymka żłobek zamieni się na przedszkole.
Niby się cieszę - prawdopodobnie będę miała stałą umowę w poradni (TFU, TFU, żeby nie zapeszyć), o to przecież chodziło. Ale jednocześnie - TAAAK MI SIĘ NIEEE CHCEEE. Stały problem po urlopie ;-)
A urlop był fajny.
Po raz pierwszy od kilku lat wyjechaliśmy. Co prawda na krótko i niedaleko, bo do Sulejowa, ale wszystko było świetne i naprawdę podładowałam akumulatory. Parę beztroskich dni spędziliśmy w Sieradzu. Miałam też urlop od męża, który wybył na tydzień w góry :-) Pogoda generalnie dopisywała, byliśmy raczej zdrowi przez cały ten czas. Tak że tegoroczne wakacje mogę uznać za naprawdę udane. I mam nadzieję, że tego podładowania baterii wystarczy mi na dłużej niż 2 tygodnie ;-)