środa, 27 kwietnia 2011

Trochę słońca.

O problemach dziś nie będzie.
No bo nie i koniec, ani słowa.

Wiosna w ostatnich dniach rozpanoszyła się po okolicy na dobre. Kiedy po niecałym tygodniu spędzonym u Rodziców wróciłam do domu, zastałam za oknami wodospad zieleni, drzewa i krzaki kipiące od drobnych białych i różowych kwiatków! A gdy wyjeżdżałam dopiero jedna czereśnia kwitła nieśmiało (przez te parę dni... jej kwiaty opadły!). Forsycje obłędnie żółte (choć też niedługo przekwitną), pod balkonem niezapominajki, mlecze... Niedługo zakwitnie bez :-D
Dni coraz dłuższe, ciepłe, staramy się chodzić z Ptysiem na długie spacery, na ile jest to możliwe. Całkiem nieźle opanowaliśmy motanie się z chustą, więc praktykujemy spacerki "chustowe" - Tymek też za nimi przepada:-)

Synek skończył 5 miesięcy. Ma nadal świetny apetyt, ładnie zjada nie tylko mleko z piersi, ale też nowości - kleik ryżowy, a od wczoraj - marchewkę. Pomarańczową papkę wciągał wczoraj i dzisiaj aż mu się uszy trzęsły :-) Coraz bardziej zainteresowany światem, wszystko bierze do rąk i do buzi. Bardzo towarzyski (czasem aż za bardzo ;-) Niespecjalnie lubi się zajmować sam sobą, najszczęśliwszy jest na rączkach, ewentualnie leżąc na brzuchu, ale pod warunkiem, że ktoś go zabawia ;-)

Ja, zaniepokojona nieco swoim wilczym apetytem i obłędnym spadkiem wagi, zrobiłam wreszcie badania krwi - morfologię i hormony tarczycy. Wszystko w normie, zatem chyba karmienie piersią tak mnie "zżera". W święta pojadłam pyszności nawet więcej niż zwykle, obecnie staram się nieco uspokoić rozbuchany apetyt na słodycze :-p
Ale z praktykowania słodkich wypieków podczas weekendów zrezygnować oczywiście nie zamierzam. Ostatni mój wyczyn to chlebek bananowo-krówkowy. W jedno popołudnie w trzy osoby wciągnęliśmy całą keksówkę, do ostatniego okruszka :-)

Znużona szukaniem alternatyw dla umowy z denerwującą firmą telekomunikacyjną (nazwa na O, pomarańczowe logo:-p), dla świętego spokoju przedłużyłam ją na kolejne dwa lata :-p Mam z głowy, a przy okazji mniejszy abonament i nowy telefon :-)

Tak że oprócz kłopotów, których ostatnio milion wali się nam na głowę, pojawia się też trochę miłych akcentów. I naprawdę bardzo to doceniam.
A jak już jest naprawdę niefajnie, to zawsze można posłodzić życie... pigułką szczęścia ;-) Mój kochany Brat przywiózł nam cały słoik ze swojej wyprawy do Barcelony.
Trzymamy na mocno "chandryczne" dni.
Oby ich było jak najmniej - życzę i sobie, i Wam.

3 komentarze:

markov pisze...

fajnie u Ciebie:) zobacz co u mnie: http://serialeifajnebajki.blogspot.com/

mamuśka pisze...

Na dobry humor dobry jest też ciepły kot

PAPROCH pisze...

Owszem :-)